Strona główna  /  Z życia Kościoła  /  Rok 2024  /  Syndrom postaborcyjny

Syndrom postaborcyjny

Nienarodzone dziecko jest (o zgrozo!!!) stosunkowo łatwo zabić. O wiele trudniej (o ile w ogóle!) poradzić sobie z tym, co potem.

Dużo się teraz w przestrzeni publicznej mówi o aborcji, ale prawie w ogóle o tzw. syndromie poaborcyjnym. Okrutnie mylą się ci, którzy uważają, że aborcja rozwiąże problem niechcianej ciąży i po niej wszystko będzie tak jak dawniej. A przecież to jest tak, jak z każdym mordercą. Taki człowiek, nawet jeżeli odsiedzi już wyrok, pojedna się z Bogiem i rozpocznie uczciwe, pobożne życie, to i tak do śmierci będzie w sobie nosił piętno mordercy. To jest ślad, którego już nic nie zamaże, a popełniona zbrodnia będzie stale, w mniejszym lub większym stopniu, wpływać na jego życie.

Podobnie jest z osobą, która zamordowała swoje nienarodzone dziecko. A nawet gorzej, bo syndrom poaborcyjny atakuje całą osobowość człowieka, również poziom soma-tyczny. W dodatku dotyka, w pewnym stopniu, wszystkie osoby, które w ja-kikolwiek sposób przyczyniły się do aborcji. Ojciec dziecka, za wyjątkiem objawów somatycznych, również doświadcza konsekwencji dokonania aborcji. Może np. odczuwać ogromne, patologiczne poczucie winy, bo wie, że przyczynił się do śmierci swojego dziecka. Bo albo chciał tej aborcji i może nawet nakłaniał do niej partnerkę, albo nie chciał, ale nie zdołał zapobiec tragedii.

Konsekwencje aborcji, jak wyjaśnia psychiatra dr Witold Simon, występują na czterech poziomach: psychicznym, psychiatrycznym, somatycznym i duchowym. Nie wszystkie muszą wystąpić w każdym przypadku, ich skala oraz siła też może być różna.

Na poziomie psychologicznym pojawia się patologiczna żałoba. Sama żałoba jest czymś normalnym, ale tutaj ona w ogóle może się nie rozpocząć, albo zostać przerwana. „Pamiętajmy też, że po śmierci związanej z aborcją nie ma pogrzebu, rytualnego pożegnania się z człowiekiem. Nie widzi się ciała. Wszystko to jest przejawem patologizacji żałoby i może doprowadzić do wielu przykrych następstw. Wśród nich można wymienić: myśli samobójcze, depresje, załamania systemu immunologicznego oraz chroniczne poczucie winy. A ponieważ ludzie na ogół boją się poczucia winy, tłumią je na różne sposoby, np. stosując środki zmieniające nastrój, począwszy od alkoholu, leków uspokajających, a skończywszy na narkotykach. To tylko pogłębia problem, powoduje uzależnienie i powiększa poczucie winy - istne błędne koło.

Kolejna kwestia to pożycie seksualne. Część kobiet po aborcji reaguje oziębłością seksualną, gdyż seks kojarzy się im ewidentnie z rozdzierającym wyborem: rodzić czy nie rodzić. Ale część kobiet wprost przeciwnie, wchodzi w bardzo częste, przypadkowe kontakty seksualne, co jest wyrazem podświadomej nadziei, że w końcu pojawi się mężczyzna, który da prawdziwe wsparcie” – wyjaśnia dr Witold Simon w wywiadzie dla Tygodnika „Niedziela”.

Podkreśla, że bardzo dużo jest też konsekwencji somatycznych: problemy narządu rodnego, kłopoty z następnymi ciążami, poronienia, przedwczesne porody, odklejenia łożyska, a także bezpłodność. W wyniku aborcji następuje duży wzrost zachorowalności na raka piersi. Istnieje też hipoteza, że tzw. późna anoreksja jest próbą ukarania samej siebie za wcześniejszą aborcję. A samobójstwo jest już najbardziej skrajną próbą ukarania samej siebie. Można je także rozumieć jako nieuświadomioną próbę podążenia za swoim zabitym dzieckiem i spotkania się z nim po drugiej stronie.

Osoby wierzące mają po aborcji ogromnie dużo kłopotów z wiarą, z obrazem Boga. „Bóg objawia się im jako kat i oprawca, który dopuścił do tej tragicznej sytuacji, albo jako bezduszny, zimny obserwator, który w ogóle nie interesuje się ludźmi i światem. Niektórzy, szczególnie ci, których rodzeństwo było abortowane, mają ogromne trudności w uwierzeniu, że Jezus umarł za nich z miłości. Dla nich bowiem pojęcie miłości i śmierci jest tak pokrzywione i wypaczone, że po ludzku bardzo trudne do przyjęcia.

Pamiętajmy też, że osoby, które decydują się na aborcję, to często ludzie mniej lub bardziej zaniedbani, co skutkuje np. niskim poczuciem własnej wartości. Przecież nie jest tak, że człowiek żyje sobie szczęśliwie w kochającej, wspierającej rodzinie i nagle postanawia, nie wiadomo dlaczego, zabić swoje poczęte dziecko. Aborcja jest konsekwencją wcześniejszych nierozwiązanych konfliktów. Doświadczenie aborcji to kolejna kula u nogi, która ciągnie w dół, już i tak bardzo niski, obraz samego siebie, i pogłębia dotychczasowe konflikty. Na płaszczyźnie religijnej nierzadko tacy ludzie uważają, że potępienie jest nieodwołalne i Bóg nigdy im nie wybaczy. Wiąże się to z silnymi mechanizmami samopotępienia. Po prostu projektuje się na Boga cechy innych ludzi. Tak naprawdę to te osoby nie chcą wybaczyć sobie - Bóg chce im wybaczyć – tłumaczy dr Witold Simon.

Dodaje, że wiele kobiet po aborcji nie chce sobie wybaczyć i nie potrafi przyjąć Bożego przebaczenia. Ciągle spowiadają się z tego samego grzechu, zmieniają spowiedników, parafie, diecezje, wspólnoty religijne. Są też kobiety, które deklarują, że nie mają po aborcji żadnego problemu. Jest to związane z mechanizmami obronnymi, które w pewnym sensie są korzystne, gdyż przez pewien czas chronią przed totalną rozpaczą. Ale często tylko przez pewien czas.

Na szczęście jest szansa na wyjście z tego koszmaru, nie trzeba się z tym męczyć do końca życia. Jednak terapia jest zwykle długa, ciężka i kosztowna.