Strona główna  /  Z życia Kościoła  /  Rok 2021  /  Non Possumus - nie możemy

Non Possumus - nie możemy

 Obaj nie wahali się cierpieć za swoje non possumus - powiedział historyk ks. dr Robert Ogrodnik porównując losy św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego i bł. Stefana Wyszyńskiego. Konferencja prasowa związana z Rokiem św. abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, obchodzonym w 2022 r. w Zgromadzeniu Sióstr Rodziny Maryi, odbyła się 4 listopada w Centrum Medialnym KAI.

Historyk ks. dr Robert Ogrodnik, charakteryzując sylwetkę św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, zwrócił uwagę na czynniki, które ukształtowały jego osobowość. Głęboką religijność i patriotyzm wyniósł z domu rodzinnego: jego matka była zaangażowana w tzw. spisek Konarskiego i została zesłana na Syberię. Na młodego Felińskiego duży wpływ wywarły kontakty z Wielką Emigracją w Paryżu (m.in. Mickiewiczem i Słowackim) oraz udział w młodym wieku w poznańskiej Wiośnie Ludów (1848).

- Gdy rozważa się jego sylwetkę duchową, zwłaszcza w świetle listów, to uderza osobista świętość, wyczulenie na sprawy charytatywne i ogromne zaufanie Bożej Opatrzności - mówił ks. Ogrodnik.

Ciekawym wątkiem poruszonym przez ks. Ogrodnika był wpływ Felińskiego na bł. Prymasa Tysiąclecia. Wyszyński pozostawał pod ogromnym wrażeniem świętości Felińskiego. Jeszcze przed swoim uwięzieniem w 1953 r. pisał do matki generalnej Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi, że stara się o rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego.

Prymas miał poczucie, że jego pasterzowanie w okresie powojennym przypomina sytuację z okresu arcybiskupstwa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, choć Feliński kierował archidiecezją warszawską bardzo krótko, tylko przez 16 miesięcy: od 9 lutego 1862 r. do 14 czerwca 1863 r. Obydwaj przewodzili archidiecezji w atmosferze nacisków władz i zróżnicowanych postaw społeczeństwa: od serwilizmu do czynnej opozycji.

Także słynne oświadczenie Wyszyńskiego w liście do Bieruta: „Non possumus", zostało według ks. Ogrodnika zaczerpnięte z pożegnalnych słów abp. Felińskiego skierowanych do duchowieństwa. W przeddzień swojego wygnania z archidiecezji, 13 czerwca 1863 r., mówił on: „Strzeżcie praw Kościoła świętego. Pilnujcie gorliwie świętej wiary waszej. Przeciwnościami się nie zrażajcie. Miejcie Pana Boga w pamięci i w sercu. Jeżeli was by kto namawiał do takiego czynu, którego popełnić się nie godzi bez uchybienia prawom Bożym i prawom Kościoła, odpowiadajcie każdy: non possumus, odpowiadajcie wszyscy: non possumus".

Po 90 latach powtórzył te słowa prymas Wyszyński w memoriale skierowanym do Bolesława Bieruta w maju 1953 r.: „A gdyby zdarzyć się miało, że czynniki zewnętrzne będą nam uniemożliwiały powoływanie na stanowiska duchowne ludzi właściwych i kompetentnych, jesteśmy zdecydowani nie obsadzać ich raczej wcale, niż oddawać religijne rządy dusz w ręce niegodne. (...) Podobnie, gdyby postawiono nas wobec alternatywy: albo poddanie jurysdykcji kościelnej, albo osobista ofiara - wahać się nie będziemy. Pójdziemy za głosem apostolskiego naszego powołania i kapłańskiego sumienia, idąc z wewnętrznym spokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy najmniejszego powodu, że cierpienie staje się naszym udziałem nie za co innego, tylko za sprawę Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus!".

- Obaj nie wahali się cierpieć za swoje non possumus, dziś to oni błyszczą w panteonie chwały! - podsumował ks. Ogrodnik. - Łączy ich jeszcze jedno: to samo miejsce pochówku, czyli warszawska archikatedra.

Siostra dr Antonietta Frącek, historyk, dyrektor Archiwum Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, przedstawiła dzieje Zgromadzenia założonego przez Felińskiego w 1857 roku w Petersburgu. Może dlatego, że jako młody człowiek odczuł brak rodziny, ojciec wcześnie zmarł, a matka została zesłana, nazwał nowe zgromadzenie Rodziną Maryi.

Zgromadzenie wyróżniało się troską o równość i jedność sióstr - jak w rodzinie. Był jeden chór, nie wymagano posagów, bo siostry miały same zapracować na swoje utrzymanie. Ich charyzmatem na początku była opieka nad sierotami w Ochronce, później doszła troska o edukację przez zakładanie szkół i przedszkoli.

Połączenie modlitwy i życia zakonnego z pracą nad edukacją i wychowaniem dzieci przyciągało od początku wiele kobiet do Rodziny Maryi. W pięć lat od założenia należało do niej 36 sióstr, które otaczały opieką setkę dzieci w Petersburgu. Największy rozwój przypadł jednak na okres II RP. W 1939 roku istniało 160 domów zakonnych, w których było prawie 1400 sióstr.

Przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny, s. Janina Kierstan przedstawiła sytuację powojenną, kiedy siostrom odebrano opiekę nad prowadzonymi ochronkami i szkołami. Obecnie praca sióstr przekształciła się bardziej z edukacyjnej na opiekuńczo-parafialną. Poza Polską najprężniej rozwija się gałąź brazylijska, gdzie siostry prowadzą 31 domów, a w jednym z miast obejmują opieką i edukacją dzieci od żłobka do Uniwersytetu.

W czasie konferencji przedstawiono zasługi sióstr Rodziny Maryi w czasie II wojny światowej. Poza prowadzeniem tajnych kompletów, udziałem sióstr w pracy Podziemia jako kurierki, udzielaniem schronienia osobom przesiedlonym czy ukrywającym się, nie do przecenienia jest ich rola w ratowaniu dzieci żydowskich, ale też osób dorosłych żydowskiego pochodzenia. Było to wielką zasługą przełożonej matki Matyldy Getter, która wykorzystując sieć sierocińców prowadzonych przez siostry (prowincja warszawska miała ich 22, a w całej przedwojennej Polsce było ich ponad 40) ukrywała dzieci żydowskie. Dzieci były przywożone do domów sióstr, podrzucane lub znajdowane (jedno nawet znaleziono w psiej budzie).

Najwięcej dzieci żydowskich ukrywano w Płudach pod Warszawą. W dziesięciu budynkach rozłożonych na dużym obszarze parku, gdzie siostry prowadziły Dom Dziecka i szkołę 7-klasową, przebywało ok. 160 dzieci, a ukrywano aż 40 dzieci żydowskich. Dorosłym znajdowano schronienie w szpitalach, na placówkach wiejskich, ale także w domach zakonnych. Wśród ukrywających się był m.in. ksiądz Tadeusz Puder, pochodzenia żydowskiego.

Matka Matylda pouczała swoje siostry: „Ktokolwiek przychodzi na nasze podwórze, w imię Chrystusa nie wolno nam odmówić". Pod opieką sióstr było 3 tysiące dzieci w 1939 roku, a w 1944 - 4,5 tysiąca dzieci. Żadne dziecko żydowskie nie zginęło. Żadna siostra z powodu ukrywania dzieci nie była więziona, nie była rozstrzelana.

Zasługi matki Matyldy Getter w dziele ratowania dzieci żydowskich nie zostały docenione i matka do dzisiaj nie została uhonorowana Orderem Orła Białego - to zaniedbanie polecił uwadze dziennikarzy ks. Robert Ogrodnik.