Strona główna  /  Propozycje formacyjne  /  Rok 2018  /  Modlitwa cz. 6

Modlitwa cz. 6

 Kontynuujemy nasz cykl poświęcony modlitwie kontemplacyjnej.

Na początku warto jeszcze raz podkreślić, że omawiamy wyjątkowo złożony i trudny do opisania proces. Robimy wszystko, aby opisać go językiem jak najbardziej zrozumiałym, a przy tym, z konieczności, musi być to wszystko podane w ogromnym skrócie. Jest rzeczą oczywistą, że nie da się w tej sytuacji uniknąć wielu uproszczeń, za co przepraszamy. Ale w naszym cyklu absolutnie nie mamy na celu wyczerpania tematu.

Zainteresowani bez problemu znajdą bardzo bogatą literaturę na ten temat i będą mogli pogłębić sobie to zagadnienie. Ponieważ nasz cykl jest pewną całością, z konieczności podzieloną na odcinki, prosimy o poznanie wszystkich części. Są one dostępne na naszej stronie: www.sodalicja.pl.

Właściwe zrozumienie odcinków późniejszych, bez znajomości wcześniejszych, może być trudne.

Wejście w kryzys nocy ciemnej, jak już pisaliśmy, jest wielkim zamieszaniem w życiu człowieka, dotykającym nie tylko modlitwy, ale również innych sfer codziennej egzystencji. Jest to tak ogromne zamieszanie, że łatwo się w tym stanie pogubić, a osobie przechodzącej przez to wydaje się wręcz, że zboczyła z drogi i odchodzi od Boga. Na szczęście św. Jan od Krzyża wyciąga do takiego człowieka rękę i chce przeprowadzić go przez ciemny tunel, którego końca na razie nie widać.

Podaje trzy znaki, które, jeżeli występują jednocześnie, pozwalają uzyskać moralną pewność, że przeżywany kryzys pochodzi od Boga, a nie jest wynikiem np. choroby, grzechu, niewierności. Na podstawie tych znaków możemy sprawdzić, czy w naszym przypadku rzeczywiście możemy mówić o wejściu w okres kontemplacyjny i jest to już nasz próg skoczni, od którego trzeba się odbić, czy też raczej jest to pomyłka.

Ponieważ jednak nikt nie może być sędzią we własnej sprawie, tego typu sprawdzenie najlepiej zobiektywizować w trakcie pracy z mądrym kierownikiem duchowym, który zna zagadnienie. To on, znając też nas i naszą sytuację, może trafnie potwierdzić lub zaprzeczyć temu, co nam się wydaje. Wspomniane znaki, podane przez św. Jana od Krzyża, są więc przede wszystkim pomocne dla kierowników duchowych, aby mieli oni narzędzia, na podstawie których ocenią to, co dzieje się z człowiekiem.

Ale oczywiście każdy może te znaki poznać. Ich znajomość ułatwia przejście przez trudny czas nocy ciemnej i może stanowić przysłowiowe „światełko w tunelu". A więc, poznajmy te znaki... W „Nocy ciemnej" św. Jan od Krzyża pisze: „Pierwszym znakiem jest to, że jak dusza nie znajduje upodobania i pociechy w rzeczach Bożych, tak również nie znajduje ich w żadnej z rzeczy stworzonych. Bóg bowiem wprowadzając duszę w tę ciemną noc dla wysuszenia i oczyszczenia pożądania zmysłowego, nie dozwala, by ją jeszcze jakaś rzecz wabiła i smakowała jej".

Naturalna aktywność pożądań, uczuć, zostaje tu niejako zablokowana przez Boga, co rodzi doświadczenie niesmaku, goryczy, zniechęcenia, pustki.

Oschłość ta, owszem, dotyczy relacji z Bogiem, ale również rzeczy światowych. „Już tu widać wyraźnie, jak Bóg przystępuje do działa, by przenieść człowieka ze sfery zmysłów w sferę ducha. Wszelka radość zmysłowa zostaje człowiekowi po prostu odebrana, zarówno w odniesieniu do spraw duchowych, jak i tych świeckich. Nie znajduje się, jak to było kiedyś, radości w modlitwie. (...) Miłość bliźniego staje się coraz trudniejsza, stąd i coraz więcej załamań. Ale i zwykłe, codzienne czynności nie dają już zadowolenia. (...) Kiedyś słuchanie muzyki, czytanie książki, wizyta u przyjaciół niosły radość, teraz nie sposób się tym cieszyć. Świat stał się szary" - pisze o. Wilfrid Stinissen w książce Droga modlitwy wewnętrznej.

A o. John Chapman, opat benedyktyński, pisał o tym stanie, że ma się wtedy wrażenie, jakby się było obcym na tym świecie i zmuszonym odgrywać rolę na tej dziwacznej scenie. „Mam ciągle wrażenie, że świat jest mi tak obcy, a wszystkie rzeczy takie dziwne. Dlaczego trawa jest zielona i czemu woda płynie? Po co mam ręce i nogi?" - pisał o. Chapman.

Opiszmy to jeszcze inaczej. Człowieka w tym okresie można porównać do kogoś, kto wjechał na Gubałówkę, aby podziwiać panoramę Tatr. Jednak na szczycie okazuje się, że nic nie widać, bo Gubałówka cała utonęła we mgle. Czy to oznacza, że góry zniknęły? Że już nigdy nie będzie widać przepięknej panoramy? Że już nie będzie widoku z góry na Zakopane?

Będzie!!! Ale na razie człowiek jeszcze o tym nie wie. Stara się coś dojrzeć, ale od wpatrywania się w „białe mleko" mgły tylko bolą oczy. Nawet spacer wydaje się bez sensu, skoro widoczność jest tylko na kilka metrów. Człowiek czuje się jak niewidomy, chociaż przecież oczy ma sprawne.

I to jest właśnie noc zmysłów. Ta nazwa dobrze oddaje to, co się w tym momencie dzieje. Sfera zmysłowa, na którą składa się to, że widzimy, słyszymy, smakujemy, pracujemy, odpoczywamy, to wszystko traci swój smak. Chmury zakrywają słońce, mgła zasłania krajobraz, wszystko jest szare i niewyraźne.

Słowem, które dobrze oddaje ten stan jest: tęsknota. Jest to bolesna tęsknota za Bogiem, który gdzieś się oddalił, znikł, nie wiadomo, czy w ogóle wróci. Można by ewentualnie znaleźć ukojenie w tym, co kiedyś przynosiło radość, np. w podróżach, dobrym jedzeniu, rozrywce - ale to nie przynosi już satysfakcji. Uwaga więc znowu wraca do Boga, ale...On przecież znikł. Znowu więc człowiek wraca do spraw światowych, które...znowu sprawiają jedynie ból niezaspokojenia.

„Ludzie przeżywający ten czas - pisze o. Stinissen - mogą się wydawać dość uciążliwi dla swoich duchowych kierowników, szczególnie gdy oni sami nie przeszli tej drogi. Narzekania są tak niepewne i pozbawione jakiegoś logicznego związku: są w złym nastroju nie wiedząc dlaczego, są chorzy nie wiadomo na co. (...) Jako że jest teraz więcej kobiet niż mężczyzn, którzy idą tą drogą, kierownik duchowy jest gotów kłaść wszystko na karb kobiecej wrażliwości. I to staje się dodatkowym krzyżem: nie wiadomo jak się wyrażać i człowiek czuje się nierozumiany".

Powtórzmy bardzo wyraźnie jeszcze raz: w tym pierwszym znaku, który wymienia św. Jan od Krzyża, ważne jest podkreślenie, że stan oschłości, która ogarnia człowieka, dotyczy: relacji z Bogiem, ale również rzeczy światowych. To bardzo ważne: i tego i tego! Gdyby ta oschłość w rzeczach związanych z Bogiem była wynikiem choroby, grzechu, niewierności, nałogu - to wtedy człowiek czułby naturalną skłonność i upodobanie do rzeczy światowych. Co prawda być może chętnie mówiłby, że nie może się modlić, ale jednocześnie z upodobaniem oddawał się rozrywce, przyjemnościom, przywiązaniom. Np. ktoś długie godziny spędza przed telewizorem, albo gra w nieskończoność na komputerze lub wieczorami bawi się w klubach muzycznych, a weekendy schodzą mu na oglądaniu przy piwie meczów piłkarskich. Nic dziwnego, że ktoś taki będzie miał trudności na modlitwie, nie będzie czuł jej smaku, jeżeli w ogóle podejmie modlitwę. Po prostu ten tryb życia nie sprzyja głębokiemu życiu duchowemu. I chociaż oczywiście w samym oglądaniu imprez sportowych czy słuchaniu muzyki nie ma nic złego, to jednak jeżeli człowiek cały czas znajduje w tym duże upodobanie, to w tym momencie nie można raczej mówić o tym, że przechodzi noc zmysłów.

Decydująca jest tu jednak nie tyle sama zewnętrzna czynność, ale wewnętrzne nastawienie uczuciowe jej towarzyszące. Można sobie wyobrazić człowieka, który przechodzi noc ciemną zmysłów, a jednak chodzi regularnie na mecze. Na stadion jednak wybiera się z dzieckiem i robi to dla niego. Sam jednak nie czuje żadnej radości z oglądania zawodów, a kiedyś czuł, i to wielką, zresztą to on zaraził swoje dziecko pasją do tego sportu. Tego typu rozróżnień można dokonywać wiele, bo przecież życie jest niesamowicie bogate w przeróżne sytuacje, dlatego, powtórzmy jeszcze raz i do znudzenia, że niezmiernie ważna jest współpraca z dobrym kierownikiem duchowym. Albo przynajmniej z kimś zaufanym, kto znając nas i temat, da nam mądrą reakcję zwrotną. Patrząc na to tylko indywidualnie możemy się bardzo pomylić i pobłądzić.

Istotne jest tutaj to, że sam fakt, iż nie znajduję smaku w modlitwie i ogólnie źle się czuję, jeszcze nie oznacza nocy ciemnej. Może oznaczać, ale nie musi - to trzeba rozeznać. Niektórzy zbyt szybko odnajdują siebie w opisach kryzysu nocy ciemnej. To ci, którzy - wracając do naszego wcześniejszego przykładu ze skoczkiem narciarskim - zbyt wcześnie odbijają się z progu. Daleko nie polecą. Za wcześnie na skok.

Trzeba dalej modlić się tak, jak dotąd i po prostu trwać w przyjaźni z Bogiem. On sam, w swoim czasie, zadecyduje o zmianie.

Ten problem, zbyt wczesnego skoku, zdarza się jednak rzadziej. Częściej, jak już wspominaliśmy, ludzie mają inną sytuację - spóźniają skok. I kiedy Bóg popycha ich w górę, oni nie chcą skoczyć.

                                                                                                                                                                                 cdn.