Kard. Stefan Wyszyński. Kontynuacja cyklu
Kontynuujemy cykl poświęcony kard. Stefanowi Wyszyńskiemu. Poprzednio opisywaliśmy jego aktywność na Soborze Watykańskim II.
„Gdy wróciłem do Polski, przywitano mnie całym tym jazgotem, tym krzykiem i hałasem (...). Jestem przekonany, że na to, co dziś przeżywam, nie zasłużyłem sobie w mojej Ojczyźnie. Ale jeżeli tak się dzieje, to w imię Boże wszystkim swoim oszczercom - bo inaczej ich nazwać nie mogę - przebaczam" - mówił Prymas po powrocie z Soboru.
Co kard. Wyszyński miał na myśli mówiąc te słowa? Chodziło o rozpętaną przez władze pełną nienawiści, niezwykle ostrą kampanię przeciwko orędziu biskupów polskich do niemieckich z 18 listopada 1965 r., w którym znalazły się słynne słowa: „W tym jak najbardziej chrześcijańskim, ale i bardzo ludzkim duchu, wyciągamy do Was, siedzących tu na ławach kończącego się Soboru, nasze ręce oraz udzielamy wybaczenia i prosimy o nie. A jeśli Wy, niemieccy biskupi i Ojcowie Soboru, po bratersku wyciągnięte ręce ujmiecie, to wtedy dopiero będziemy mogli ze spokojnym sumieniem obchodzić nasze Millennium w sposób jak najbardziej chrześcijański".
Na celowniku komunistów znalazł się oczywiście przede wszystkim sam Prymas, ale i inni polscy biskupi. Co więcej, władzom udało się w pewnym stopniu podkopać w społeczeństwie polskim zaufanie do kard. Wyszyńskiego. A na tym im niezwykle zależało. Sprawić, że wierni opowiedzą się przeciwko Prymasowi? To było marzenie rządzących Polską.
Tymczasem Polacy, mający jeszcze świeżo w pamięci niemieckie zbrodnie i zniszczenie swojej Ojczyzny, wciąż opłakujący poległych na tej wojnie bliskich, bombardowani komunistyczną propagandą, po prostu nie do końca rozumieli treść i sens wspomnianego orędzia. Kiedy przeczytali, że oto biskupi polscy udzielają biskupom niemieckim przebaczenia i proszą o nie, spontanicznie pytali: - Dlaczego prosimy Niemców o przebaczenie? W czym im zawiniliśmy?
W całej Polsce władze organizowały masówki i wiece, które odbywały się pod hasłem: „Nie przebaczamy i nie prosimy o przebaczenie".
„Władze bardzo umiejętnie wykorzystały autentyczne oburzenie orędziem dużej części społeczeństwa. To była pierwsza po wojnie akcja władz przeciwko Kościołowi, w której katolicy nie stanęli wiernie przy Kościele. Orędzie bardzo wysoko postawiło poprzeczkę ludziom (...). Rany zadane przez Niemców nie były jeszcze zabliźnione" - podkreśla Ewa Czaczkowska w książce Kardynał Wyszyński.
Kard. Wyszyński był jednym z inicjatorów powstania listu, chociaż wiadomo, że przede wszystkim ogromną rolę odegrał tu abp Bolesław Kominek, ordynariusz wrocławski, wielki orędownik pojednania polsko-niemieckiego. Sprzyjały temu też rozmowy biskupów polskich i niemieckich podczas Soboru. Było to też zgodne z polityką Watykanu. Paweł VI pragnął normalizacji stosunków politycznych między Niemcami i Polską, a dzięki temu mogłaby być ewentualnie uregulowana sytuacja Kościoła na naszych Ziemiach Zachodnich. Podobne cele miał Prymas Tysiąclecia.
„Kard. Wyszyński zaangażował się w przygotowanie listu i rozpoczęcie dialogu z Kościołem niemieckim z dwóch powodów. Pierwszy miał charakter religijno-moralny. List, proponując wybaczenie i pojednanie, podjęcie dialogu i lepsze wzajemne poznanie, wyrastał z atmosfery Soboru Watykańskiego II oraz przygotowań do milenium chrztu Polski, które miały być swoistym rachunkiem sumienia narodu. Drugi motyw był polityczno-kościelny. Prymas od kilkunastu już lat starał się w Watykanie o utworzenie na Ziemiach Zachodnich i Północnych stałych diecezji. Prawdopodobnie doszedł do wniosku, że gdyby udało mu się przekonać biskupów niemieckich do uznania granicy na Odrze i Nysie, wówczas miałby nowy argument w rozmowach z Watykanem. Co więcej, ewentualna zmiana postawy polityków niemieckich pod wpływem działań biskupów i rozpoczęcie dialogu polsko-niemieckiego byłyby ogromnym sukcesem Kościoła w Polsce, który w ten sposób wzmocniłby swoją pozycję wobec władz PRL" - pisze Ewa Czaczkowska i zaznacza, że proponowanie innym, by wybaczyli, wymagało przede wszystkim woli przebaczenia ze swej strony.
Na polskie orędzie biskupi niemieccy odpowiedzieli listem z 5 grudnia 1965 r. „Nie zaakceptowali jednak otwarcie kształtu powojennych granic, a wątek wzajemnego wybaczania win został potraktowany dość zdawkowo. List biskupów niemieckich rozczarował polską stronę, która liczyła na bardziej śmiałe i jednoznaczne deklaracje. Warto jednak przy tym pamiętać, że Kościół katolicki w Niemczech nie miał tak ważnej pozycji, jak w Polsce, skupiając mniej niż połowę populacji" - podkreśla Łukasz Wojtach na stronie internetowej Muzeum Historii Polski.