Strona główna  /  Beatyfikacja Kardynała Stefana Wyszyńskiego  /  Rok 2019  /  Kardynał Stefan Wyszyński

Kardynał Stefan Wyszyński

 W ramach przygotowań do beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego, Sodalisa Marianusa, rozpoczynamy cykl tekstów na jego temat. Przypomnimy w naszym serwisie niektóre wątki z życia i nauczania Prymasa Tysiąclecia.

Jak już wspominaliśmy w poprzednim serwisie, kard. Wyszyński stoi u początku obecnego kształtu polskich Sodalicji Mariańskich. To on bowiem poprosił ks. Tadeusza Uszyńskiego o podjęcie zadania wznowienia oficjalnej działalności Sodalicji Mariańskich w Polsce. W książce Czas nigdy go nie oddali ks. Tadeusz Uszyński wspomina swoje spotkania z Prymasem Tysiąclecia. Oto fragment tego tekstu:

„Długo nie wiedziałem o Księdzu Prymasie nic, choć moją rodzinną miejscowość Boguty dzieli od Zuzeli niecałe 10 kilometrów w linii prostej. Pierwsza wiadomość o Księdzu Prymasie, jaka do mnie dotarła - to była wiadomość po śmierci Księdza Prymasa Augusta Hlonda, że został mianowany nowy Prymas i że ma się odbyć jego ingres w dalekiej Warszawie. Mówię dalekiej - bo byłem wówczas w Różanymstoku w Gimnazjum Towarzystwa Salezjańskiego. Gdy później znalazłem się na pierwszym roku Warszawskiego Seminarium Duchownego, Ksiądz Prymas chciał rozmawiać osobiście ze wszystkimi alumnami rozpoczynającymi seminarium. I rozmawiał. Ta rozmowa z Księdzem Prymasem, choć krótka, uświadomiła mi, że jest mi on bliski. Przypominam sobie jego słowa, które wówczas wypowiedział: - Bywałem na odpustach w Bogutach... Jak ma się Twoja rodzina? Z panem Uszyńskim przewoziliśmy książki za Bug.

Później dopiero dowiedziałem się w rodzinie, że Ksiądz Prymas jako mały chłopiec, syn organisty w Zuzeli, często ze swoim ojcem i moim dziadkiem przewozili przez rzekę Bug na Podlasie zakazane tam polskie książki. (...)

8 grudnia 1962 roku wydelegowany zostałem do Belgii na studia w Instytucie Jezuickim Lumen Vitae. Ksiądz Prymas przeniósł mnie wówczas do katedry warszawskiej, abym będąc zaangażowany w pracę duszpasterską, mógł jednocześnie przygotować się do wyjazdu na studia. We wrześniu 1963 roku, po załatwieniu formalności paszportowo-wizowych, udałem się na Miodową, na pożegnanie z Księdzem Prymasem. Na zakończenie Ksiądz Prymas popatrzył mi głęboko w oczy i powiedział: - Ale mi wrócisz?!

Nie rozumiałem wówczas tego pytania. Dopiero później pojąłem, że można było ulec pokusie i nie wrócić. Zapytałem wtedy: - A co z młodzieżą, która zostaje?

Usłyszałem odpowiedź: - Wrócisz i będziesz dalej pracował. (...)

Gdy wróciłem w sierpniu 1966 roku do katedry warszawskiej, już po kilku miesiącach wezwał mnie Ksiądz Prymas. Dowiedziałem się wówczas, że mam być rektorem kościoła akademickiego św. Anny. Przeraziłem się, bo rektor kościoła akademickiego w moim pojęciu to był tak wysoki autorytet historyczny, moralny i wychowawczy, że w pierwszej chwili nie mogłem się oswoić z tą myślą. Ksiądz Prymas przybył pewnego dnia na spotkanie z młodzieżą i wtedy, pamiętam - tej grupce młodzieży studenckiej zgromadzonej w kaplicy błogosławionego Władysława z Gielniowa - przedstawił nowego rektora.

W tym okresie byłem świadkiem, jak bardzo interesował się duszpasterstwem akademickim, problemami studentów zarówno materialnymi - jak żyją, czy mają co jeść, jak również problemami moralnymi - jaka jest ich postawa, jak przebiegają ich studia, jak się w nie angażują. Interesował się młodzieżą i często zapraszał ją do siebie. Tradycją już były spotkania w Wigilię Bożego Narodzenia, kiedy studenci Warszawy udawali się do Księdza Prymasa z życzeniami, spotkania w Wielką Sobotę przed Wielkanocą czy też niezapomniane wieczory kolędowe, kiedy dwustu, trzystu studentów udawało się na Miodową i tam byli przyjmowani przez Gospodarza z niezwykłą serdecznością, nie tylko w kaplicy, ale i przy stole.

Ksiądz Prymas interesował się wystawami sztuki sakralnej i pracami młodych artystów, którzy wystawiali swoje prace w kościele akademickim. Często pytał, kim oni są, jaka jest ich sytuacja, a jeśli słyszał, że ktoś z nich ma trudne warunki materialne, jeszcze raz oglądał rzeźby, obrazy czy gobeliny i kupował je. W ten sposób przychodził z pomocą ich autorom, którzy byli szczęśliwi, że sam Ksiądz Prymas poznał się na ich dziełach. Interesował się także wypoczynkiem młodzieży, obozami letnimi, jak i zimowiskami. Zawsze wspierał w miarę swoich możliwości biedniejszych studentów, aby mogli wziąć udział w odpoczynku wakacyjnym.

Przychodził do kościoła św. Anny i często głosił konferencje. Kilkakrotnie życzył sobie, aby zorganizować dyskusje ze studentami. Przygotowywali oni wówczas pytania na kartkach, które Ksiądz Prymas segregował według działów. Siadał pośrodku studentów w największej sali, jaka była wówczas do dyspozycji - w zabytkowej, pięknej zakrystii zapełnionej po brzegi. Młodzież zajmowała również korytarze i sąsiednie salki, gdzie z konieczności przeciągnęliśmy głośnik, tak było pełno. Ksiądz Prymas odpowiadał na pytania młodzieży. Ceniła ona sobie te spotkania z Ojcem. Był Ojcem dla wszystkich. Był ich przyjacielem."