Kontynuujemy nasz cykl poświęcony drodze modlitwy.
W poprzednim odcinku pisaliśmy, że droga modlitwy przechodzi przez pewne etapy. Odwołując się do Katechizmu i Tradycji Kościoła można mówić o: lectio („szukajcie czytając"), meditatio („znajdziecie rozmyślając"), oratio („pukajcie modląc się") i contemplatio („będzie wam otworzone przez kontemplację"). Dziś opowiemy o tym, jak wygląda przechodzenie przez te etapy.
Podkreślmy w tym miejscu, że dla dobrego zrozumienia całości, z uwagi na dość skomplikowaną i złożoną tematykę, konieczna jest znajomość wszystkich odcinków tego naszego cyklu. Dlatego wszystkim, którzy jeszcze nie czytali pierwszego odcinka - był zamieszczony w naszym poprzednim serwisie - polecamy jego lekturę. Pierwszy odcinek naszego cyklu umieszczony jest również na stronie: www.sodalicja.pl Marcin Gajda, diakon stały, lekarz i rekolekcjonista, podczas jednej z konferencji podał dobry przykład tego, co dzieje się z człowiekiem podczas wspomnianej drogi modlitwy. Oczywiście to tylko porównanie, ale dzięki temu możemy łatwiej zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi.
1. Szukajcie czytając.
Pewnego człowieka zaczęło boleć serce. Czuł się źle, szybko się męczył, czasami się dusił. Poszedł więc do lekarza, a ten go bada, bada i bada.
Wreszcie, każe... zrobić dodatkowe badania. - Ale może wystarczy, że wezmę jakieś tabletki i zacznę się odchudzać - odrzekł pacjent. - Może wystarczy, ale najpierw jednak proszę zrobić badania - lekarz był nieugięty.
2. Znajdziecie rozmyślając.
Po przyniesieniu wyników badań lekarz zaczął je dokładnie analizować, a następnie poważnie się zmartwił. - Pana serce jest umierające, wymaga natychmiastowej transplantacji, bo inaczej pan umrze - powiedział.
Pacjent się przeraził i zaczął protestować: - Ależ panie doktorze, niech pan nie przesadza. Na pewno nie jest to aż tak poważne. - Niestety - odparł lekarz - pan potrzebuje całkiem nowego serca. Nie da się poprawić starego. Nie pomoże praca nad sobą, tabletki, spacery itp. Potrzebna jest wymiana.
3. Pukajcie modląc się.
Po wyjściu z gabinetu zszokowany pacjent poczuł, że zapada się pod nim ziemia. Powoli zaczął rozumieć, że jeżeli pomoc nie przyjdzie naprawdę szybko, to on niedługo po prostu umrze. A przecież pomoc w postaci nowego serca do przeszczepu niezwykle trudno uzyskać. Poczuł się jak turysta wysokogórski, który spadł ze skały, na razie cudem uniknął śmierci, ale ma połamane całe ciało, nie może się ruszyć, jest półprzytomny z bólu i może tylko wołać „Ratunku", licząc, że może ktoś przypadkowo usłyszy. Nasz pacjent zaczął więc wołać o ratunek, czyli szukać nowego serca. Zaczął od kliniki, która podjęła się wykonania przeszczepu. A potem rzeczywiście stał się cud, znalazł się dawca i nowe serce, które, ku radości pacjenta, idealnie pasowało do jego organizmu.
4. Będzie wam otworzone przez kontemplację.
Tuż przed operacją przeszczepu serca pacjent zaczął przekonywać lekarzy, aby nie dawali mu znieczulenia ogólnego. Tłumaczył, że chce zachować świadomość, aby w trakcie operacji móc pomagać lekarzom. Lekarze wytłumaczyli mu jednak, że przy tego typu operacjach znieczulenie ogólne jest bezwzględne, a najlepiej im pomoże, kiedy po prostu pozwoli im pracować.
Spójrzmy na pewne symbole drogi modlitwy, które w tej historii występują. Pacjentem z chorym sercem jest każdy z nas. Zaczynamy czytać Słowo Boże (lectio), które nas prześwietla i mówi (meditatio), że mamy bardzo chore serce i ono musi zostać wymienione. Dotychczasowe formy dbania o serce już nie wystarczą. Trzeba czegoś zupełnie nowego. Czyli dotychczasowe formy modlitwy, które tak owocnie podejmowaliśmy, już nie wystarczą. Na szczęście mamy klinikę, która podjęła się transplantacji.
Jest nią Kościół. Musimy jednak znaleźć jeszcze dawcę. I to szybko!
Całym swoim jestestwem wołamy do Boga o ratunek (oratio). I oto okazuje się, że znajduje się dawca, który ma dla nas nowe serce. Jest nim Jezus Chrystus. Jego serce idealnie pasuje do naszego organizmu. Odbywa się więc transplantacja (contemplatio), w której jednak jedynym naszym działaniem jest trwanie, aby pozwolić lekarzom na wymianę naszego serca.
Żadne nasze aktywności w tym momencie nie są konieczne, mogłyby wręcz przeszkodzić w pozytywnym przebiegu operacji.
To sam Bóg, jako główny lekarz, dokonuje przemiany serca. W takiej sytuacji operacja kończy się pełnym sukcesem, a my jesteśmy już innymi ludźmi. Niby tacy sami, a jednak zupełnie inni. I oto właśnie chodzi.
Będzie to zgodne z obietnicą samego Boga: „I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała" (Ez 36,26).
Zobaczmy teraz proces rozwoju modlitwy bardzo konkretnie, najpierw od naszej ludzkiej strony. Już jako małe dzieci uczymy się pierwszych modlitw ustnych, pacierza. Potem dochodzą jeszcze inne modlitwy, litanie, itp. Wiele osób już w młodym wieku zaczyna regularnie czytać Pismo św., teksty Ojców Kościoła i inne pisma należące do Tradycji Kościoła. Niektórzy odmawiają Liturgię Godzin, która przecież nie jest przeznaczona tylko dla kapłanów czy osób zakonnych. To odmawianie gotowych modlitw, czytanie i rozważanie Pisma św., jest rzeczą niezwykle piękną, istotną i niezbędną.
W tym początkowym okresie życia duchowego, bo ten etap w tym momencie rozważamy, duże znaczenie mają wyobraźnia i intelekt. To z ich pomocą próbujemy sobie wyobrazić Boga, przyswoić treść przeczytanego słowa, jakoś je zrozumieć i odnieść do własnego życia. Coraz bardziej Słowo Boże nas przenika i prześwietla, czujemy głód Boga, chcemy o Nim czytać i modlić się do Niego świętymi tekstami. Spontanicznie chcemy Mu odpowiedzieć na Jego słowo miłości do nas i pomagają nam w tym gotowe teksty modlitw, czy akty strzeliste. To wszystko jest dobre i piękne, ale jest to wciąż nasze działanie i dialog prowadzony z Bogiem z poziomu naszego intelektu, wyobraźni, woli, zmysłów. Powtórzmy jeszcze raz: nie ma w tym nic złego! Ale jednak jest to tylko pewien etap i trzeba być tego świadomym. Etap, który w pewnym momencie musi przeobrazić się w inny, jeżeli mamy pójść dalej w rozwoju życia duchowego. Co oczywiście nie znaczy, że powinniśmy zostawić czytanie Pisma św., odmawianie brewiarza, litanii czy innych modlitw. To wszystko pozostanie, ale już na innym poziomie.
W tym pierwszym etapie modlitwy ważną rolę pełnią zmysły. Za pośrednictwem zmysłów kontaktujemy się ze światem i nic dziwnego, że najpierw poprzez zmysły kontaktujemy się też z Bogiem. Czytamy i słyszymy Jego słowo, rozważamy je, odmawiamy jutrznię i nieszpory, litanie, uczestniczymy w nowennach, itp. Czujemy zadowolenie z tego, że się modlimy, chcemy to często powtarzać, Bóg jest blisko nas i mamy pewność, że nas kocha. Dobrze jest nam być z Bogiem! Wiara jest czymś wspaniałym i nadaje sens naszemu życiu.
Jeszcze raz powtórzmy: bardzo dobrze, że tak to czujemy! Ale wszystko to, można powiedzieć, dokonuje się od naszej strony. „W relacji do Boga w głównej mierze znajdujemy się na poziomie zmysłowym. Zbliżamy się do Niego obierając sobie za punkt wyjścia naszą potrzebę koncentracji na samych sobie, traktując Boga jak chłopca na posyłki. Sprowadzamy Boga do roli dojnej krowy (...). W najlepszym razie zakochujemy się w Nim: jest nam dobrze na modlitwie, rozkoszujemy się myśleniem i mówieniem o Bogu.
Zakochaniu towarzyszy rozbudzenie silnych uczuć. Ich intensywność może sprawić, że zaczniemy wierzyć w nasze całkowite zaangażowanie w miłość, że cali jesteśmy nią rozpaleni. A tak naprawdę zaangażowana jest tylko rzeczywistość drugorzędna, co potwierdza fakt, że zakochanie może przeminąć, niekiedy nawet nie pozostawiając po sobie żadnych śladów.
Uczucia zakotwiczone w naszym duchu są bardzo cenne, ale na uczuciach, które nie maja kontaktu z głębszą sferą w nas, nie możemy polegać" - pisze o. Wilfrid Stinissen OCD w książce Noc jest mi światłem.
- Jedynie wiara dosięga Boga takim, jakim jest naprawdę. To wszystko, co na modlitwie opartej na działaniu wyobraźni możemy poczuć i poznać o Bogu, nigdy nie jest Bogiem w rzeczywistości. Dlatego Stwórca często zaczyna zmieniać sposób komunikowania się z człowiekiem, wlewając w jego serce nowy sposób poznania i miłości, już bez pośrednictwa zmysłów. Ten proces nazywamy kontemplacją - mówi o. Andrzej Ruszała OCD, teolog duchowości.