Strona główna  /  Propozycje formacyjne  /  Rok 2018  /  Modlitwa cz. 9

Modlitwa cz. 9

 Kontynuujemy nasz cykl poświęcony modlitwie kontemplacyjnej.

W poprzednim odcinku pisaliśmy, że człowiek, który zaproszony jest już przez Boga do wejścia w modlitwę kontemplacyjną, odczuwa naturalny opór przed jej podjęciem. Nie chce w nią wejść, woli cofać się do poprzednich form modlitwy, ale one nie dają mu już zadowolenia i poczucia „duchowego zaspokojenia". Z czasem jednak zaczyna się to zmieniać. Może nie w taki sposób, w jaki początkowo człowiek by chciał, ale jednak zmiana jest bardzo wyraźna. Podaliśmy przykład fikcyjnej pani Tekli, która z czasem odkryła, że nowa forma modlitwy napełnia ją zupełnie nowym, niezwykłym poczuciem Bożej obecności. Bóg był przy niej w jakiś inny, głębszy, pełniejszy niż dotąd sposób. Pani Tekla dziwiła się temu, bo jeszcze do niedawna miała wrażenie, że traci na modlitwie czas i nie robi na niej nic pożytecznego. W końcu kiedyś przez godzinę adoracji odmawiała kilkanaście modlitw z modlitewnika, a teraz zdarza się jej odmówić jedynie dziesiątkę Różańca, a pozostały czas spędza po prostu na trwaniu przed Panem Jezusem. W dodatku zaczęła odczuwać ogromną, wciąż narastającą tęsknotę za Bogiem i pragnienie przebywania z Nim nieustannie, niekoniecznie zanosząc do Niego wciąż nowe i nowe słowa modlitw.

Pani Tekla wciąż jednak nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle, że tak się z nią dzieje. Czuła bowiem bolesną sprzeczność. Z jednej strony ogromnie tęskniła za Bogiem, z drugiej strony miała wrażenie, że nie służy Mu należycie i właściwie jest od Niego daleko. Bardzo ją to dręczyło i męczyło. Ciągle więc, wciąż na nowo i na nowo, zwracała się do Boga, który w końcu stał się ośrodkiem wszystkich jej myśli, trosk i pragnień.

Ten etap w życiu duchowym, który przechodziła pani Tekla, w ten sposób opisał na jednej z konferencji znany teolog, karmelita bosy o. Andrzej Ruszała: - To jest już przykład działania miłości, która jest bardzo wielka, miłości teologalnej, czystej. Ale dusza dzięki temu nabiera sił i większej niż przedtem energii, w trosce o to, aby nie opuścić Boga, być przy Nim. I chociaż nie czuje smaku, to odczuwa siłę i ochotę do czynu, oraz chęć i skłonność do samotności i ukojenia. Ale, z czasem, jeżeli człowiek jest wierny Bogu, modlitwie, sakramentom, to zauważa stopniowe rozpłomienienie uczucia miłości w swoim sercu. Dusza czuje się „udręczeniem miłości rozpalona". Odczuwa dręczącą tęsknotę za Bogiem, a im bardziej ona rośnie, tym bardziej czuje się skłoniona uczuciowo ku Bogu i rozpłomieniona miłością, chociaż zupełnie nie wie i nie rozumie skąd to się w niej rodzi.

Jak tłumaczy o. Ruszała człowiek w tym nowym Bożym świetle zaczyna poznawać Stwórcę i siebie w nowy sposób. - Takie właśnie poznanie siebie, jako konsekwencja poznania Boga, jest jedynym właściwym i owocnym poznaniem siebie samego. Człowiek, poznając w nowy, kontemplacyjny sposób świętość, wielkość, miłość Boga, niejako automatycznie, przez kontrast, odkrywa małość, grzeszność i nędzę samego siebie. To poznanie jest o wiele głębsze od tego, do jakiego można dojść nawet przez największe autoanalizy. To nowe poznanie stanowi znak, że przeżywany kryzys jest spowodowany przez Boga - mówi karmelita bosy i dodaje, że nowe poznanie Boga i siebie rodzi pokorę, staje się źródłem miłości bliźniego, a człowiek doświadcza głębokiej wolności wewnętrznej oraz pokoju i to na o wiele głębszym poziomie niż wcześniej.

Wszystko to, o czym tu piszemy, jest jednak rozciągnięte w czasie i dokonuje się w pewnym procesie. Każdy człowiek jest inny, jego sytuacja jest jedyna w swoim rodzaju i również plan Boga w stosunku do niego jest absolutnie wyjątkowy. Trudno tu więc o reguły. W dodatku w tym okresie „przełączenia kontemplacyjnego", który tu omawiamy, nowe światło Boga jest jeszcze słabe, łatwo je zgubić. Jest to okres przejściowy, a więc to, co stare, jeszcze tak całkiem nie zginęło, a to, co nowe, jeszcze się tak całkiem nie wyłoniło. Człowiek jest wciąż niepewny i można go porównać do chłopców w okresie dojrzewania: wyskoczyli w górę, są wysocy, ręce i nogi mają długie i smukłe, a ich wnętrze pełne jest niepokoju. Wszędzie dookoła znaki zapytania, niepewność, często bezradność i samotność.

Ale na pewno, odwołując się do nauki Kościoła i pism mistyków, człowiekowi przechodzącemu ten okres przejściowy można powiedzieć jedno:

uspokój się i trwaj! Oczywiście: łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Nie jest łatwo uspokoić się i trwać, kiedy wciąż ciągnie do jakiegoś rozmyślania, do wyobrażeń i poszukiwania uczuć na modlitwie.

W Drodze na Górę Karmel św. Jan od Krzyża pisze: „Człowiek duchowy, gdy nie może rozmyślać, powinien nauczyć się trwać w miłosnej uwadze na Boga, z całkowitym spokojem umysłu, choć mu się zdaje, że nic nie czyni.

Wtedy bowiem w krótkim czasie przeniknie mu duszę boskie odpocznienie wraz z przedziwnym i wzniosłym poznaniem Boga, okrytym boską miłością.

Niech unika niepotrzebnych już form, wyobrażeń i rozmyślań, by niepokojąc duszę nie wyrywał jej z zadowolenia i pokoju ku temu, co przyjmuje z niechęcią i odrazą. Kto by się zaś obawiał, że nic nie czyni, niech zważy, że wiele czyni uspokajając duszę i utrzymując ją w odpocznieniu bez jakiegokolwiek działania i pożądania. Wtedy bowiem spełnia to, co Pan mówi przez Dawida: Vacate et videte, quoniam ego sum Deus - Uspokójcie się i obaczcie, żem ja jest Bogiem (Ps 45, 11); czyli: Uwolnijcie się od wszystkich rzeczy, tak wewnętrznie jak i zewnętrznie, a zobaczycie, że ja jestem Bogiem."

Modlitwa kontemplacyjna jest nowym działaniem Boga w życiu człowieka i trzeba nauczyć się współpracy z tym nowym działaniem Stwórcy. Jak to robić w praktyce? Podamy tu kilka wskazówek, opierając się na radach o. Andrzeja Ruszały:

- Na wszystko, co dzieje się w naszym życiu, a szczególnie w sferze modlitwy, trzeba patrzeć w świetle wiary, zobaczyć w tym działanie Boga i cenić sobie to Boże działanie. Starać się to przyjąć jako jedną z większych łask Bożych. Dziękować Bogu za tę łaskę.

- Nie przeszkadzać Bogu w Jego nowym działaniu. Skoro nie można już rozmyślać, rozważać, to na siłę nie wracać do poprzednich form modlitwy.

Odważnie podjąć tę nową, uproszczoną formę modlitwy, do której Bóg nas zaprasza. Każdy wysiłek, żeby jednak znowu „odczuć", „kosztować" Boga, rozprasza i niepokoi duszę, wyprowadzając ją ze spokojnego odpocznienia kontemplacji.

- Pozwolić trwać duszy w spokoju i ukojeniu, choćby się wydawało, że nic się nie czyni, tylko traci czas na modlitwie.

- Nie uciekać od modlitwy, trwać. To jest świadectwo tego, że zależy nam na Bogu, a odzywające się ewentualnie skrupuły, które by popychały do aktywności, rozmyślania, wzbudzania uczuć na modlitwie, trzeba cierpliwie znosić, trwać w spoczynku, żeby nie przeszkodzić dokonującemu się w nas dziełu.

- Znaleźć kierownika duchowego, który miałby świadomość, co się dokonuje, kto by nas rozumiał. Bo inaczej istnieje niebezpieczeństwo cofania się, zejścia z drogi lub osłabnięcia na drodze. Potrzeba współdziałania w rozwoju łaski kontemplacji. Jedną z form współdziałania z Bogiem w tej sytuacji jest właśnie kierownictwo duchowe.

- Trwać w cierpliwości i ufności wobec Boga. On na pewno nie odmówi nam pomocy na tej drodze. Ulegle pozwalać Bogu na działanie. Cierpliwie znosić siebie, zwłaszcza w kontekście poznania własnej grzeszności.

- Nie zaniedbywać kontaktu z Bogiem, szczególnie wtedy, kiedy pojawia się pokusa ucieczki i dania sobie z tym wszystkim spokoju.

Czy wejście w modlitwę kontemplacyjną oznacza, że zanikają całkiem poprzednie formy modlitwy, te oparte na gotowych tekstach, wyobraźni, wzbudzaniu uczuć itp.? Całkiem nie zanikają, ale ich ilość zależy już od indywidualnego przypadku. Bóg prowadzi człowieka, jak już wspominaliśmy, indywidualną drogą i jest w swoim działaniu całkowicie wolny. Generalnie można powiedzieć, że poprzednie formy modlitwy, w jakiejś mierze, pozostają, ale nie są już tak dominujące jak kiedyś i są jakby przeniesione na inny, głębszy poziom w człowieku. Cały czas pozostajemy w rytmie szeroko rozumianego lectio divina. Jak wspominaliśmy na początku, odwołując się do Katechizmu i Tradycji Kościoła, można mówić o: lectio („szukajcie czytając"), meditatio („znajdziecie rozmyślając"), oratio („pukajcie modląc się") i contemplatio („będzie wam otworzone przez kontemplację"). W tym znaczeniu kontemplacja nigdy nie jest oderwana od lectio i meditatio. Warto, aby przedłużona modlitwa miała właśnie strukturę lectio divina, a więc jakaś forma medytacji, czytania, pozostaje.

Ale - powtórzmy - jest to już sprawa indywidualna. Św. Jan od Krzyża następująco dokładnie wyjaśnia tę kwestię:

„Odnośnie do tego, cośmy mówili, może się nasunąć wątpliwość, czy postępujący, których zaczyna Bóg wprowadzać w owo nadprzyrodzone poznanie kontemplacyjne, o jakim mówiliśmy, przez to samo, że zaczynają się nim cieszyć, nie muszą już nigdy korzystać z drogi rozmyślania, rozważania i form naturalnych.

Na to odpowiem, że bynajmniej nie znaczy to, ażeby ci, co poczynają wchodzić w posiadanie owego poznania miłosnego i prostego, w ogóle nie mieli nigdy usiłować rozmyślać ani się o to starać, a to dlatego, ponieważ w początkach korzystania zeń ani stan kontemplacji nie jest tak doskonały i stały, aby natychmiast, skoro zechcą, stawić się mogli w jej akcie, ani też nie są jeszcze tak dalecy od rozmyślania, iżby nie mogli niekiedy rozmyślać i rozważać jak przedtem przez znane sobie formy i sposoby, odnajdując tam pewne rzeczy nowe. Owszem, na początku, gdy na podstawie wyżej podanych znaków zobaczą, że dusza nie jest jeszcze wypełniona odpocznieniem i poznaniem, powinni koniecznie posługiwać się rozmyślaniem, dopóki nie dojdą do trwałego posiadania wyżej wspomnianego poznania, w pewnym stopniu doskonałego. To zaś zachodzi wtedy, gdy przystępując do rozmyślania, natychmiast wchodzą w owo poznanie i pokój, bez możliwości rozmyślania i bez chęci do niego. Dopóki to nie nastąpi, a dzieje się to zwykle u tych, którzy już postąpili w życiu duchowym, powinni oni posługiwać się już to jednym, już to drugim sposobem."

                                                                                                                                                    cdn.