Nowe inspiracje do formacji w ruchach i stowarzyszeniach katolickich
Nowe inspiracje do formacji w ruchach i stowarzyszeniach katolickich
O nowych inspiracjach do formacji w ruchach i stowarzyszeniach katolickich mówił podczas niedawnego Spotkania Plenarnego Ogólnopolskiej Rady Ruchów Katolickich o. Adam Schulz SJ. Oto wybrane, najważniejsze zagadnienia przedstawione w konferencji przez o. Adama:
1. Celem formacji jest spotkanie z Bogiem i zjednoczenie z Nim, a jej owocem jest takie przekształcenie serca przez Boga, abyśmy kochali innych bezinteresownie, jak Ojciec. A więc celem nie jest zdobycie wiedzy, nawet bardzo duchowej, ale przemiana naszej zdolności kochania, po tym sprawdza się dobrą formację.
Owocem formacji staje się doświadczenie życia Kazaniem na Górze. Na początku są to tylko rzadkie chwile doświadczenia, ale z czasem, coraz częściej postawy wymienione przez Jezusa w Kazaniu ujawniają się w naszym życiu osobistym. Zaczynamy zauważać, że poza miłością egoistyczną pojawia się coraz częściej miłość bezinteresowna. Coraz częściej współpracujemy z Duchem Świętym, nie tylko na modlitwie, ale w pracy zawodowej, w życiu rodzinnym, podczas wypoczynku. Cenimy sobie wartość współpracy i zjednoczenia w działaniu z Duchem Świętym i jesteśmy też coraz bardziej dyspozycyjni na Jego działanie, co owocuje kreatywnością w naszym życiu, otwartością na nowe ścieżki, a zarazem coraz głębszą wiernością Ewangelii. Cechą ludzi przemienionych wewnętrznie jest coraz większa łatwość w rozeznawaniu, czego Bóg od nas oczekuje w danej sytuacji i jak to możemy zrealizować. Pełnienie woli Ojca staje się radością, a nie skazaniem, pracą niewolnika. Stajemy się coraz bardziej aktywni wewnętrznie i, o ile to możliwe, również zewnętrznie. W relacji do innych coraz rzadziej sądzimy i potępiamy, a coraz częściej dostrzegamy dobro w działaniu i w sercu, nawet naszych wrogów. Dojrzewa nasza miłość do naszych wrogów i nieprzyjaciół, od postawy nienawiści i obojętności niszczącej, aż po prawdziwą miłość w Chrystusie - co nie oznacza, że zgadzamy się ze złem, które czynią.
2. Żyjemy radami ewangelicznymi, Kazaniem na górze, w świecie i na sposób osoby świeckiej je realizujemy. Początkowo są to tylko przebłyski takich postaw, a z czasem, dzięki przemianie naszego serca jakiej dokonuje Duch Święty, naszej z Nim współpracy poprzez formację, te postawy są coraz częstsze, zwyczajne, naturalne i bardziej trwałe.
Formacja to droga do odkrywania wielkości i godności naszego człowieczeństwa w Chrystusie. Człowiek dzięki życiu Ewangelią staje się coraz bardziej sobą. Odkrywa swoją godność i tożsamość, to kim jest w Chrystusie i dzięki Chrystusowi.
3. Odkrywanie i realizowanie własnego powołania i misji wymaga od katolików świeckich formacji do tej jedności, która stanowi cechę ich bytowania jako członków Kościoła, a zarazem obywateli ludzkiego społeczeństwa. W ich życiu nie może być dwóch równoległych nurtów: z jednej strony tak zwanego życia „duchowego" z jego własnymi wartościami i wymogami, z drugiej tak zwanego życia „świeckiego", obejmującego rodzinę, pracę, relacje społeczne, zaangażowanie polityczne i kulturalne... Wszystkie bowiem dziedziny świeckiego życia są objęte Bożym planem, według którego są one „historycznym miejscem" objawienia się i urzeczywistnienia miłości Jezusa Chrystusa na chwałę Ojca i w służbie braciom. Każde działanie, każda sytuacja, każda konkretna forma zaangażowania - na przykład kompetencje zawodowe i solidarność w miejscu pracy; miłość, oddanie, udział w wychowaniu dzieci w rodzinie; służba społeczna i polityczna; obrona prawdy w kulturze - to wszystko jest opatrznościową okazją do „ustawicznego ćwiczenia się w wierze, nadziei i miłości".
4. Nie ulega wątpliwości, że w życiu każdego człowieka, który jest wezwany do stałego pogłębiania zażyłości z Jezusem Chrystusem, wierności woli Ojca oraz oddania się braciom w miłości i sprawiedliwości, miejsce uprzywilejowane winna zajmować formacja duchowa. Sobór mówi: „To życie w najgłębszym zjednoczeniu z Chrystusem w Kościele podtrzymują pomoce duchowe, wspólne wszystkim wiernym, zwłaszcza czynny udział w świętej liturgii. Tych pomocy powinni świeccy tak używać, aby przy należytym spełnianiu świeckich zajęć wśród zwyczajnych warunków życiowych, nie oddzielali od swego życia łączności z Chrystusem, ale umacniali się w niej, wykonując swoją pracę według woli Bożej".
Dzisiaj coraz bardziej odczuwa się pilną potrzebę formacji doktrynalnej katolików świeckich, nie tylko ze względu na naturalny proces pogłębiania ich wiary, ale także na wymóg „uzasadnienia tej nadziei", która w nich jest, wobec świata i w obliczu jego poważnych i złożonych problemów. Wynika z tego bezwzględna konieczność systematycznej katechezy, dostosowanej do wieku i różnych sytuacji życiowych, oraz bardziej zdecydowana chrześcijańska promocja kultury, jako odpowiedź na odwieczne pytania nurtujące człowieka i współczesne społeczeństwo.
Rzeczą nieodzowną, zwłaszcza dla katolików świeckich w różny sposób zaangażowanych na polu społecznym i politycznym, jest dokładniejsza znajomość społecznej nauki Kościoła, co wielokrotnie podkreślali Ojcowie synodalni.
5. Są trzy zasadnicze kierunki rozwoju duchowego:
- wzwyż, ku górze, ku realizacji ideałów;
- w głąb człowieka;
- ku światu, w świat.
Formacja drogą ku górze.
Punktem wyjścia tej formacji jest realizacja ideałów, do których dążymy, i wyznaczonych celów, które zamierzamy osiągnąć poprzez ascezę i modlitwę, przy czym ideały te budowane są na podstawie rozważania Pisma Świętego, nauki moralnej Kościoła oraz naszych wyobrażeń o sobie.
Formacja ta wypływa z ludzkiej tęsknoty za tym, by stawać się ciągle lepszym, by wznosić się coraz wyżej, by coraz bardziej zbliżać się do Boga. Formacja ta stawia przed nami ideały, do których winniśmy dążyć, by je w końcu urzeczywistnić.
Formacja drogą w głąb człowieka.
Formacja w głąb charakteryzuje się tym, że wzrastamy przez spotkanie się z sobą samym, z tym, co jest w naszym wnętrzu, z bogactwem, ale i z nędzą, słabością, z naszymi nieuporządkowanymi namiętnościami, uczuciami, z chaosem różnych myśli, z bezradnością i chorobami.
Jednocześnie odkrywamy w Bogu bogactwo swego wnętrza, to, co już jest w Nim przemienione. Tu akcent jest postawiony na działanie Boga, na Jego łaskę, na cierpliwość i pokorę. W tego typu formacji chodzi zarówno o to, aby wsłuchiwać się w głos Boga rozbrzmiewający w swoich myślach i uczuciach, w swych namiętnościach i chorobach, jak również o to, abyśmy właśnie tam, gdzie dotrzemy do kresu własnych możliwości, stali się otwarci na osobisty kontakt z Bogiem. Jezus nie ustawił przed nami drabiny doskonałości, po której człowiek, szczebel po szczeblu, ma się wspinać, aby na szczycie dosięgnąć Boga, lecz wskazał nam drogę, na której doświadcza on zarówno radości i „sukcesów", jak również głębokich upokorzeń. Jeśli chcemy podążać drogą pokory, nie wolno nam bać się zanurzyć w głębiny własnego ubóstwa. Dopiero wtedy, gdy starając się żyć zgodnie z wolą Boga, przyznamy się do tego, że nie zdołamy sami się zmienić, przybliżymy się do istoty wiary, do zrozumienia tego, iż powinniśmy całym sobą rzucić się w ramiona Boga, powierzyć Mu siebie.
Tak więc w duchowości głębi chodzi nie tylko o to, by analizując swoje myśli i uczucia, swe życiowe rany i choroby stawać się coraz bardziej ludzkim i by odkryć swój skarb. Chodzi także o doświadczanie wiary wtedy, kiedy wyczerpują się własne możliwości, oraz o rozwój mego związku z Bogiem wtedy, gdy czuję się całkowicie opuszczony.
Formacja ku światu.
Ten kierunek formacji ukazuje nam drogę wzrastania poprzez zaangażowanie w świecie, poprzez codzienną pracę, działanie, aktywność, apostolstwo. Tu liczy się czyn, szczególnie taki, który płynie z miłości i to takiej, która jest coraz bardziej bezinteresowna. Miłość inspiruje nas do działania, do przekraczania ego, do wychodzenia ku drugiemu człowiekowi.
6. Współczesna kultura coraz bardziej relatywizuje dar męskości i kobiecości (ideologie feminizmu, genderyzmu itp.). Wobec tego faktu formacja powinna pomagać rozwijać piękno oraz bogactwo męskości i kobiecości. Do tego dochodzi tendencja sfeminizowania kultury oraz współczesnej duchowości, czyli przeakcentowania czynnika kobiecego na niekorzyść męskiego. W życiu człowieka są okresy, w których w formacji szczególnie powinno się na ten aspekt zwrócić uwagę. Dla obu płci ważny jest okres dojrzewania, kiedy kształtuje się świadome przeżywanie oraz rozwijanie kobiecości i męskości. Dla mężczyzn trudnym jest okres wieku
35-45 lat, gdzie pojawia się tzw. kryzys okresu średniego - podjęcie go jako czasu wzrostu, pomaga mężczyźnie w późniejszych latach właściwie się rozwijać. Natomiast w rozwoju kobiecości zwróciłbym uwagę na okres po 45 roku życia, kiedy to dar kobiecości może się rozwijać w dwóch różnych kierunkach:
- pozytywnym, kiedy kobieta akceptuje naturalną drogę obumierania, przeżywając ją jako czas rodzenia się nowego podejścia do świata i życia. Kiedy angażuje się służąc innym, wykorzystując swoje talenty i dary nieraz wcześniej zapomniane, podejmując twórczość i nowe wyzwania, pogodnie przeżywając zmienne koleje życia;
- negatywnym, kiedy kobieta staje się: wiecznie niezadowolona z tego, co ją spotyka, narzekająca, nadmiernie podejrzliwa, kłótliwa, czy wręcz agresywna, a do tego często pyszna i zarozumiała. Nie potrafi ona przyjąć kolejnego etapu życia jako daru Bożego i przeżywa go jako tragedię życiową.
To od nas zależy, jak będziemy rozwijali i przeżywali dar kobiecości i męskości, który jest ważny do końca życia, nie tylko do momentu wychowania dzieci. Ponieważ duchowość współczesna często jest sfeminizowana, stąd należy dołożyć wszelkich starań, aby życie wspólnotowe, formacja i organizacja spotkań uwzględniały różnice w przeżywaniu i doświadczaniu Boga, wiary, zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn, o ile są to grupy mieszane, a nie jednorodne płciowo. Na szczęście w ostatnich latach pojawiło się trochę publikacji, które ukazują na czym polega duchowość mężczyzn i duchowość kobiet i należy to wykorzystać w formacji oraz organizacji życia wspólnoty. Ciekawym zjawiskiem jest to, że kobiety nie widzą tych różnic i takiej potrzeby, w przeciwieństwie do mężczyzn.
Propozycje formacyjne
- Jakie są przyczyny strapienia duchowego? Jaki jest związek depresji z życiem duchowym? O tym w kolejnej części naszego cyklu o rozeznawaniu duchowym.
Dlaczego pojawia się w naszym życiu opisywany w poprzednich częściach stan strapienia duchowego? Św. Ignacy Loyola w Regułach o rozeznawaniu duchowym podaje trzy powody. Po pierwsze: „ponieważ jesteśmy oziębli, leniwi lub niedbali w naszych ćwiczeniach duchownych, i tak z powodu naszych win oddala się od nas pocieszenie duchowe" (ĆD, 322).
Kiedy zaczynamy przeżywać czas strapienia, warto najpierw sprawdzić, czy jego przyczyna nie tkwi w nas. Być może po prostu czujemy smutek i przygnębienie po jakimś przykrym wydarzeniu, może źle się czujemy z powodu choroby i wtedy jest jasne, że trudno jest nam zachować radość. A może, kiedy smutek jest już bardzo poważny, w dużym stopniu destabilizuje nasze życie i trwa dość długo (ponad dwa tygodnie), chorujemy na depresję, która sama w sobie jest groźną chorobą i nie należy jej lekceważyć - trzeba wtedy skonsultować się z lekarzem.
Istnieje też możliwość, że przez grzech odeszliśmy od Boga, zaniedbujemy modlitwę, koncentrujemy się na sobie i własnych pragnieniach. Wtedy oczywiście trudno nam będzie odczuwać duchowe pocieszenie, modlitwa stanie się czynnością pustą i pozbawioną sensu. W stosunku do Boga zaczniemy czuć się winni, co często skutkuje ucieczką przed Nim.
Źródłem strapienia może być także jakiś wewnętrzny problem, którego człowiek nie chce dotykać i rozwiązywać. Z tego może korzystać szatan, utrwalając i pogłębiając stan strapienia. „Każdy człowiek ma wprawdzie swoje słabe punkty i nie w tym leży problem, aby je natychmiast usunąć, bo jest to najczęściej niemożliwe, ale w tym, jak je dobrze przeżywać, aby nie były one miejscem zamieszkania i pracy złego ducha. Na własne problemy i bolące miejsca trzeba patrzeć w świetle Słowa Bożego i rozeznania w kierownictwie duchowym, poddać je mocy Ducha Świętego czerpanej na modlitwie, wówczas, nawet gdyby były one bardzo poważne, stają się szczególnym miejscem miłosierdzia Bożego, a nie źródłem strapienia i udręki duchowej. Gdybyśmy nie chcieli dotknąć naszych bolących miejsc i nie usiłowali ich odczytywać w nowym świetle, nigdy nie uwolnilibyśmy się od stanu strapienia" - pisze o. Józef Augustyn w książce Adamie, gdzie jesteś?
Pomoc kierownika duchowego jest bardzo istotna w strapieniu duchowym. Patrzy on na nas z pewnego dystansu, umiejąc obiektywizować nasze przeżycia, a jednocześnie zna nas i umie dostrzec nasze życie duchowe jako pewien proces, w którym dzieją się różne rzeczy. Pomaga nam przejść przez sytuacje kryzysowe, odnaleźć właściwą drogę w gąszczu różnych możliwości i doświadczeń.
Szczególnie ciekawe jest w tym temacie doświadczenie depresji i jej związek z życiem duchowym. Nie ma tutaj miejsca na szczegółowe opisanie tego zagadnienia, ale warto zwrócić uwagę na pewien aspekt. Depresja sama w sobie jest chorobą, wymaga leczenia i ani ona, ani jeden z jej podstawowych objawów, czyli smutek, nie podlegają ocenie moralnej.
Katechizm Kościoła Katolickiego mówi jasno: „Uczucia same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Nabierają one wartości moralnej w takiej mierze, w jakiej faktycznie zależą od rozumu i od woli" (1767).
O. Augustyn tak komentuje ten fragment: „Mówimy więc, że uczucia są moralnie obojętne. To ważne stwierdzenie, ponieważ wiele osób szczerze pobożnych i lękających się grzechu odruchowo nieraz nadaje wartość moralną tym swoim , które w jakikolwiek sposób kojarzą im się z grzechem. Ma to miejsce szczególnie wówczas, gdy uparcie się one narzucają. Kiedy więc osoby te słyszą, że uczucia nie są grzechem, odczuwają dużą ulgę wewnętrzną."
Niestety można spotkać czasami w niektórych publikacjach próby moralizowania uczuć. „Tylko nawrócona jest zadowolona" - śpiewała kiedyś „Arka Noego". Ale to, co pasowało zespołowi do piosenki, bo się rymowało, nie pasuje niestety do życia. Bo to nieprawda, że tylko nawrócona jest zadowolona. Są osoby nienawrócone i zadowolone, a także nawrócone i niezadowolone. „Chrystus nie potrzebuje smutasów, ale radosnych, odważnych i dynamicznych głosicieli Ewangelii" - mówił kiedyś do wiernych jeden z duszpasterzy. Jak taki komunikat odbierze osoba chora na depresję? Po prostu, że...Chrystus jej nie potrzebuje. Tym bardziej, że oprócz radości kaznodzieja jeszcze wymienia odwagę i dynamizm. To cechy, których Chrystus potrzebuje, zdaniem kapłana, od głosicieli Ewangelii. A oczywiście właśnie tego osoba cierpiąca na depresję nie ma.
W czasie strapienia duchowego, które na poziomie psychologicznym przeżywane jest właśnie jak depresja, mądra pomoc kierownika duchowego pomoże nam odróżnić to, co jest uczuciem (to trzeba zauważyć i mądrze przeżyć), od tego, co jest ewentualnie chorobą (to trzeba leczyć) lub grzechem (z tego trzeba się nawrócić) lub działaniem Boga w nas (trzeba Mu na nie pozwolić).
Temat depresji jako choroby wiąże się z życiem duchowym. Jeżeli w tematykę depresji wejdziemy poprzez „bramę straty" (depresja jako wynik utraty kogoś lub czegoś), to można nawet powiedzieć, że istnieje jakiś związek depresji z grzechem. Największą stratą, jaką można sobie wyobrazić, jest bowiem strata Boga, do której grzech prowadzi. A szczytem depresji jest piekło. Zresztą słowo „piekło" jest jednym z synonimów depresji. Dzięki depresji można bowiem zobaczyć jakiś fragment piekła.
Osoby depresyjne, jeżeli tylko przeżywają swoją chorobę w wierze i zaufaniu Panu, doskonale rozumieją, co znaczy strata Boga. Wiedzą, że jest to strata wszystkiego i inne straty przy tym są bez znaczenia.
Wiedzą też, że wszystkie dobra tego świata, zaszczyty, nagrody, pozycje, władze, dokonania, sukcesy, splendory itp. są w rzeczywistości bez znaczenia. Wiedzą to właśnie dlatego, że doświadczyły stanu, w którym nic z tych rzeczy nie przynosi radości i zadowolenia. Są to więc osoby bardzo wrażliwe na sferę ducha, wartości, wiary, dobra, prawdy, piękna. Wiedzą, że tylko to ma znaczenie. Nie zadowolą się więc błyskotkami. Jest w nich pragnienie głębi. Pragnienie Boga. Depresja jest więc w tym przypadku płaszczyzną, która ułatwia dostrzeżenie świata wartości, tego wszystkiego, co naprawdę się liczy.
„Pragnienie Boga jest największym głodem, jaki nosimy. Człowiek jednak nie potrafi sam tego głodu zaspokoić. Ludzie depresyjni to czują, dlatego często nie potrafią się modlić. Doświadczają, że modlitwa nie jest ich produktem. Więź z Bogiem jest Jego darem" - pisze ks. Krzysztof Grzywocz w książce Przesłonięte światło.
Wróćmy jednak do przyczyn strapienia duchowego według św. Ignacego Loyoli. Druga przyczyna, którą podaje jest następująca: Bóg chce nas wypróbować, na ile nas stać i jak daleko postąpimy w Jego służbie i chwale bez takiego odczuwalnego wsparcia pocieszeń i wielkich łask (ĆD, 322).
Chodzi o rozeznanie, na ile nasza wiara jest silna. Czy jest może uzależniona od przyjemnych doznań na modlitwie i zadowolenia z własnych osiągnięć duchowych? Czy modlimy się tylko wtedy, gdy czujemy bliskość Boga? Stan strapienia pomaga w odpowiedzi na te pytania.
„Nie zawsze zadowolenie z siebie świadczy o wielkim wzroście wewnętrznym, jak też przeciwnie, nie zawsze niezadowolenie z siebie oznacza cofnięcie się w życiu duchowym. Trzeba uczyć się rozróżniać pomiędzy sensownością i celowością jakiegoś doświadczenia życiowego a samym odczuciem psychicznym z nim związanym. Odkrycie głębokiego sensu ukrytego w wielu naszych doświadczeniach życiowych może nam być dane nieraz dopiero po wielu latach. Bóg domaga się od nas zaufania do sposobu, w jaki nas przez życie prowadzi" - pisze o. Józef Augustyn.
Wreszcie św. Ignacy podaje trzeci powód strapienia duchowego: „Bóg nam chce dać prawdziwe poznanie i uświadomienie sobie, tak iżbyśmy to wewnętrznie odczuwali, że nie w naszej mocy jest zdobyć i zatrzymać wielką pobożność, silną miłość, łzy czy też inne jakie pocieszenie duchowe, lecz że to wszystko jest darem i łaską Boga, Pana naszego, i żebyśmy nie panoszyli się w cudzym gnieździe, podnosząc się rozumem do jakiejś pychy czy próżnej chwały i przypisując sobie pobożność lub inne jakieś skutki pocieszenia" (ĆD, 322).
Poprzez strapienie Bóg uczy nas, że wszystko jest łaską darmo daną od Niego. Niczego w życiu duchowym nie bierzemy sobie sami, niczego sami nie tworzymy, ale wszystko otrzymujemy od Stwórcy. „Szukanie prawdziwej równowagi i harmonii duchowej polega na relatywizowaniu zarówno doświadczenia wielkich pociech jak też i wielkich strapień duchowych i psychicznych. Zachowanie równowagi i opanowania wewnętrznego (nie przez dławienie, ale przez akty zaufania Bogu) w zmiennych stanach duchowych i psychicznych stanowi ważny czynnik wychowywania siebie do dojrzałej wiary, z którą łączy się dojrzała emocjonalność" - podkreśla o. Augustyn.