Strona główna  /  Kalendarz  /  Wspomnienie św. Jana de Britto

Wspomnienie św. Jana de Britto

Wspomnienie sodalisa św. Jana de Britto

4 lutego wspominamy w Kościele sodalisa św. Jana de Britto, jezuitę, misjonarza i męczennika.

Kat zawahał się. Już miał wykonać wyrok śmierci i ściąć głowę skazańca, ale coś go powstrzymało. Świadkowie tej makabrycznej sceny spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Dlaczego nie wykonuje swoich obowiązków? Tymczasem skazaniec zachowywał spokój. I w końcu, po dłuższej chwili, powiedział do kata: - Mój przyjacielu, modliłem się do Boga. Z mojej strony zrobiłem wszystko, co do mnie należy. Teraz ty czyń swoją powinność.

Kat uczynił swoją powinność. Był 4 lutego 1693 r.

I w ten sposób święte życie zakończył Jan de Britto, jezuicki misjonarz Indii, Sodalis Marianus. Urodził się w 1647 r. w Lizbonie w rodzinie arystokratycznej, spokrewnionej z dworem królewskim, na którym zresztą Jan się wychowywał. W wieku 15 lat postanowił wstąpić do jezuitów. I chociaż, jak to często bywa w takich wypadkach, rodzina mocno się temu sprzeciwiała, dopiął swego. Po studiach władze zakonu chciały go zatrzymać w Portugalii, Jan jednak bardzo chciał wyjechać i głosić Ewangelię na Dalekim Wschodzie. W 1673 r. przybył do Indii. Niestrudzenie i odważnie głosił Chrystusa w kraju tak obcym mu kulturowo. Cierpliwie poznawał hinduizm, przystosował się do zwyczajów, ubioru i tradycji miejscowej ludności. Pracy nie ułatwiały mu miejscowe podziały, konflikty i wojny.

Jego działalność oczywiście nie podobała się miejscowym przywódcom religijnym. Uznawali go za wroga, a szczególnie denerwowały ich sukcesy ewangelizacyjne misjonarza. Wielokrotnie więc Jan i jego towarzysze misjonarze stawali się celem brutalnych napadów. W 1686 r. odmówili oddania hołdu hinduskiemu bogu Siwie. W konsekwencji zostali uwięzieni i poddani makabrycznym torturom. Jako cud należy uznać, że wtedy jeszcze udało się Janowi opuścić więzienie i wrócić do Portugalii, gdzie szczegółowo opowiedział królowi o sytuacji na Dalekim Wschodzie. Król, nuncjusz apostolski i przełożeni zakonni chcieli, aby Jan został już w Portugalii, on jednak stanowczo prosił o pozwolenie powrotu na misje. Wrócił do Indii i kontynuował głoszenie Ewangelii. Jednym z nawróconych na chrześcijaństwo był pewien hinduski książę - poligamista z Marawy. Po przyjęciu chrztu oddalił swoje liczne żony. Jedna z nich poskarżyła się na takie traktowanie swojemu wujowi - wpływowemu radży, czyli lokalnemu władcy sprawującemu dowództwo nad wojskiem. Ten postanowił ostatecznie zlikwidować misje chrześcijańskie. Uprowadził Jana, wsadził do więzienia, torturował, a na koniec skazał go na śmierć. I chociaż kat przeżywał chwile zawahania, to jednak ostatecznie zabił Jana de Britto.

Męczeńska śmierć misjonarza nie była w tamtym czasie niczym nadzwyczajnym. Traktowano ją normalnie, jako jedną z możliwych konsekwencji wyznawanej wiary. Na wieść o śmierci Jana w Lizbonie król nakazał odprawić nabożeństwo dziękczynne. Co ciekawe, matka Jana przybyła nie w stroju żałobnym, ale w ozdobnej, świątecznej sukni, aby celebrować nowe życie rozpoczęte przez jej syna.

Św. Jan de Britto został beatyfikowany przez Piusa IX w 1853 r., a kanonizowany przez Piusa XII w 1947 r.